Pierwszy raz Krzeszów odwiedziliśmy kilka lat temu, kiedy w bazylice trwały prace renowacyjne. Wnętrza były przysłonięte rusztowaniami i nie zrobiły na nas tak wielkiego wrażenia, jak obecnie. Zespół pocysterski w Krzeszowie, w którego skład wchodzi między innymi: klasztor, Bazylika Mniejsza Wniebowzięcia NMP i kościół św. Józefa, to jeden z najwspanialszych zabytków polskiej architektury określany mianem "europejskiej perły baroku". Jest jednym z niewielu zabytków, które zachowały swój architektoniczny styl, nie odnajdziemy tutaj naleciałości z innych epok. Miejsce bardzo ciekawe nie tylko ze względu na walory artystyczne, ale i historię, o której kilka słów na początek.
Pierwsze wzmianki na temat klasztoru w Krzeszowie są datowane na rok 1242, kiedy to księżna Anna, wdowa po Henryku Pobożnym ufundowała klasztor benedyktynów. Natomiast w 1289 dobra zostały wykupione przez jej wuja Bolka I Surowego, a następnie przekazane cystersom przybyłym z Henrykowa. Średniowieczne budowle zostały doszczętnie zburzone, a na ich miejscu w roku 1728 zaczęto stawiać nowe.
Dzieje klasztoru są dosyć burzliwe, a na ich wpływ miały liczne wojny, które toczyły się na przestrzeni wieków. Wojny religijne, przemarsz wojsk austriackich, pruskich, szwedzkich, zmiany polityczne w kraju, to wszystko spowodowało liczne zniszczenia i straty. Pożary i grabieże spowodowały zaginięcie cennego zbioru ksiąg, który liczył nawet 10 000 tomów. Na temat księgozbioru i innych skarbów przechowywanych w opactwie krąży wiele legend. Prawdą jest na pewno to, że trafiły tutaj bezcenne zbiory muzealne wywiezione z Wrocławia i Berlina w 1943 roku. Na strychach przechowywano książki, obrazy, ryciny. Trafiły tutaj również przywiezione z Książa skrzynie z bezcenną zawartością. Między innymi zbiory z Biblioteki Pruskiej z Berlina oraz Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Na szczęście ocalały one w cudowny sposób przed wojskami rosyjskimi i trafiły do Biblioteki Jagiellońskiej. Dziw bierze, że ponad 1000 skrzyń prawdziwych skarbów nie wpadło w ręce Rosjan, bo zapewne szybko ślad by po nich zaginął.
Wprost od ogromnego parkingu prowadzi nas brama do świata czystego baroku. Wędrówka bogato zdobionymi wnętrzami wywołuje wręcz zawrót głowy.
Główna aleja prowadzi do bazyliki.
My jednak zaczynamy zwiedzanie od kościoła św. Józefa. Bardzo pomocne są przy tym audioprzewodniki, które wypożyczamy w domu pielgrzyma. Głos lektora kieruje nas krok po kroku i bardzo ciekawie opowiada o miejscu, w którym znajdujemy się w danym momencie.
Kościół został wzniesiony w latach 1690-1696. Wnętrze jest bardzo przestronne i jasne, ma ponad 57 m długości i 25 m szerokości.
Duża ilość światła, która wpada przez ogromne okna przepiękne eksponuje malowidła, które zdobią nie tylko sklepienie, ale niemalże każdy zakątek świątyni.
Autorem fresków jest wybitny malarz epoki Michał Willmann, zwanym śląskim Rembrandtem. Był wybitnym artystą, a wykonane przez niego dzieła w Krzeszowie są zaliczane do najlepszych malowideł ściennych w Europie. Na szczególną uwagę zasługują te znajdujące się na suficie, wzorowane na freskach z Kaplicy Sykstyńskiej, autorstwa Michała Anioła.
Michał Willmann miał ogromną wyobraźnię i poczucie humoru. Wiele ze scen z Nowego Testamentu osadził w śląskim krajobrazie i świetnie maskował braki w wiedzy. Na jednym z obrazów wielbłądy w jego wykonaniu bardziej przypominają konie z dwoma garbami. Na drodze do Egiptu widać zamek Bolków, a Święta Rodzina ubrana jest zgodnie z modą współczesną malarzowi.
Willmann prowadził dość lekki tryb życia i częściej przesiadywał w karczmie, niż przy pracy. Kiedy opat klasztoru zaczął go zamykać w kościele, malarz żeby się odegrać, namalował siebie, jako karczmarza, który odmawia Świętej Rodzinie noclegu.
Zwiedzanie kościoła jest bardzo przyjemne tym bardziej, kiedy kok po kroku poznaje się historię przekornego malarza, któremu nie brakowało ani fantazji, a tym bardziej talentu.
Kierujemy się do najważniejszego miejsca w kompleksie. Przed nami ogromnych rozmiarów Bazylika.
Drzwi, które do niej prowadzą wydają się malutkie, w porównaniu do wysokości budowli. Jej wymiary są imponujące, wysokość 85 m, szerokość 32, a kubaturą jest zbliżona do zamku Książ, bo aż 117 210 m3.
Na chwile zatrzymujemy się przed świątynią i z zadartymi głowami podziwiamy rzeźby na elewacji.
Jednak to, co naprawdę zapiera dech w piersiach to przepiękne wnętrze, które trudno objąć jednym spojrzeniem. Porządku w świątyni pilnuje ochroniarz, który również sprawdza, czy zwiedzający mają wykupione plakietki, upoważniające do fotografowania. Tylko ona uprawnia do swobodnego robienia zdjęć.
Podobnie, jak w kościele św. Józefa ściany i sklepienie zdobią wyjątkowe freski. Autorem tych dzieł był wnuk Michała Willmanna, Jerzy Wilhelm Neunhertz. Człowiek, który odziedziczył po dziadku nie tylko ogromy talent, ale i skłonność do pijaństwa. Ówczesny opat miał z nim wiele problemów, głównie za sprawą długów, o zapłatę których to właśnie do niego zgłaszali się wierzyciele. Kiedy opat potrącił malarzowi z jego wypłaty pieniądze, które przeznaczył z własnej kieszeni na uregulowanie długów, Wilhelm postanowił się zemścić. Na jednym z obrazów zamiast pupci aniołka wstawił twarz swojego chlebodawcy.
Najcenniejszym dziełem, które znajduje się w Bazylice jest ikona Matki Boskiej Łaskawej, umieszczona w centralnym punkcie ołtarza głównego. Obraz powstał jeszcze przed pierwszą połowa XIII wieku. Oznacza to, że jest starszy od obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
Z pochodzeniem obrazu wiąże się kilka legend. Jedna z nich głosi, ze został on namalowany przez pustelnika Krzesza. Podobno kiedyś do jego pustelni przybyli aniołowie, dali mu farby, pędzel i deskę ze stołu wykonanego przez samego św. Józefa, tego samego, przy którym siadała Matka Boska. Dłoń Krzesza wiedziona przez aniołów stworzyła obraz Madonny z Dzieciątkiem.
(przyp. Joanna Lamparska "Dolny Śląsk jakiego nie znacie")
Bazylika może się również poszczycić jednym z najpiękniejszych instrumentów na Śląsku. Zbudowane przez twórców Michała Englera i Antoniego Doralisa organy, posiadają aż 2606 piszczałek i 3 klawiatury.
Ilość zdobień, malowideł, rzeźb, kryształowych żyrandoli i innych cudowności jest tak ogromna, że aby je dokładnie obejrzeć kilka godzi by było za mało.
Ostatnim punktem programu zwiedzania jest mauzoleum Piastów świdnicko-jaworskich, utworzone przez klasztor dla swoich dobroczyńców. Znajdują się tutaj całopostaciowe tumby grobowe Bolka I i Bolka II. Wnętrze zdobią kolorowe marmury i barwne freski przedstawiające dzieje założenia klasztoru, przodków Piastów świdnickich oraz władców związanych ze Śląskiem.
Mauzoleum jest jasne, przestronne i emanuje spokojem i powagą.
Pod południowym oknem nagrobek Władysława von Zedlitza.
Rzeźby oraz inskrypcje umieszczone na piramidalnej tablicy uczą szacunku i pokory wobec śmierci i marności tego świata.
Na tym zakończyliśmy naszą wędrówkę po opactwie zauroczeni bogatym wystrojem, ciekawą historią oraz majestatem, jaki emanuje z tego miejsca. Myślę, że odwiedzimy je jeszcze nie raz tym bardziej że opactwo oferuje turystom coraz bogatszy program zwiedzania.
Oprócz odwiedzonych przez nas miejsc można również obejrzeć muzeum opactwa, wieżę i strych bazyliki oraz letni pawilon na wodzie, a także podziemia bazyliki, gdzie wyświetlane są filmy z inscenizacjami historycznych wydarzeń. Miejsce i okolica kryją jeszcze wiele tajemnic.